W dziejach Dolnego Śląska było wiele przełomowych momentów, które wpłynęły na losy całego regionu. W mojej ocenie jednym z takich wydarzeń była katastrofalna powódź, która pod koniec lipca 1897 roku nawiedziła Sudety Zachodnie. Nie tylko dlatego, iż była ona jednym z najbardziej gwałtownych i niszczycielskich żywiołów z jakim przyszło się zmierzyć ówczesnym Dolnoślązakom, ale również ze względu na trwały ślad jaki pozostawiła po sobie w krajobrazie kulturowym regionu. Zazwyczaj pozostałością po tragicznych wydarzeniach, powodziach, pożarach czy wojnach są pamiątkowe tablice i pomniki. Powódź z 1897 roku pozostawiła po sobie coś znacznie bardziej trwałego i imponującego – wzniesione ogromnym kosztem zapory wodne i sztuczne zbiorniki, wybudowane jako odpowiedź na niszczycielską siłę żywiołu.
Niniejszy artykuł jest próbą opisania przebiegu wydarzeń z lipca 1897 roku. Post został napisany na podstawie kilku oddzielnych publikacji i artykułów:
- „Wyjątkowe zdarzenia przyrodnicze na Dolnym Śląsku i ich skutki”, praca zbiorowa pod redakcją Piotra Migonia, Wrocław 2010.
- „Największa powódź w Karkonoszach”, Krzysztof Sawicki, miesięcznik Sudety nr 8/41, Wrocław 2004.
- „Die Überschwemmungen im Hirschberger Thale im Jahre 1897”, Bunte Bilder aus dem Schlesierland, Wrocław 1898.
Powodzie na Dolnym Śląsku w XIX wieku
Pojawiające się w XIX wieku na Dolnym Śląsku powodzie nie były zjawiskiem całkowicie nowym. Wydarzenia tego typu były odnotowywane już wcześniej w dziejach regionu. Najstarsze informacje o powodziach na wrocławskim odcinku Odry pochodzą już z XII wieku (1158 i 1179 rok). Często były to tylko ogólne wzmianki i lakoniczne przekazy podawane przez kronikarzy – informujące o „wielkiej wodzie”, „dużych zniszczeniach” czy „wysokiej fali”. Im bliżej czasów współczesnych, tym ich opisy były dokładniejsze. Naukowcy zajmujący się badaniem ekstremalnych zjawisk przyrodniczych zauważają jednak, że zwiększona liczba powodzi została odnotowana w XVI, XVIII i XIX wieku. Pod tym względem szczególnie intensywny był XIX wiek, który w Europie zapamiętany został jako wiek wielkich powodzi. Przyczyn nasilenia się tego typu zjawisk możemy doszukiwać się w czynnikach klimatycznych – zwiększona liczba powodzi pokrywa się z historycznym ochłodzeniem klimatu tzw. małą epoką lodową. Istotną rolę odegrały również czynniki o charakterze antropogenicznym. Działalność człowieka w Sudetach, głównie wyrąb naturalnych lasów na potrzeby lokalnego przemysłu, doprowadziła do zmian w składzie gatunkowym drzewostanu, którego efektem było szybsze spływanie wód opadowych ze stoków do koryt rzek i potoków. Zapewne nie bez znaczenia było również systematyczne rozrastanie się siedzib ludzkich i wkraczanie człowieka w dotąd niezagospodarowane górskie tereny.
W XIX wieku na Dolnym Śląsku odnotowano kilka niszczycielskich powodzi. Do jednej z największych doszło w 1854 roku w dorzeczu Odry. Wówczas zalana została m.in. część Wrocławia. Oprócz Odry wylała także Oława, Widawa, Ślęza i Bystrzyca. Wówczas pod wodą znalazł się obszar około 1600 km2. W ocenie hydrologów była to najbardziej katastrofalna powódź na Śląsku w XIX wieku.
Powódź z 1897 roku
Jednak w XIX-wiecznej historii Dolnego Śląska najbardziej zapamiętana została powódź z 1897 roku. Być może dlatego, że to właśnie ta powódź była impulsem do budowy systemu zapór wodnych i sztucznych zbiorników w Sudetach. Była to również pierwsza powódź, której zniszczenia zostały dobrze udokumentowane na fotografiach. Zdjęcia podtopionych miejscowości i zniszczonych budynków musiały robić wówczas wrażenie. Powódź z 1897 roku różniła się zasadniczo od wcześniejszej katastrofalnej powodzi z 1854 roku. Przede wszystkim powódź z 1897 roku objęła swoim zasięgiem głównie Karkonosze, Góry Izerskie i Kotlinę Jeleniogórską. Rozegrała się w głównej mierze w dorzeczu Bobru i nie rozlała się na cały obszar Dolnego Śląska. Wydarzenia z końca lipca 1897 roku dobrze zapadły w pamięć, nie tylko ze względu na skalę zniszczeń, ale i również z powodu gwałtowności żywiołu, który uderzył w niczego niespodziewających się mieszkańców regionu. Głównie mieszkańców górskich miejscowości.
Mokry koniec lipca
Pierwsza połowa lipca 1897 roku nie wyróżniała się niczym szczególnym. Było to typowe lato w Sudetach. Pogoda zaczęła psuć się dopiero w drugiej połowie miesiąca. Pierwsze intensywne opady wystąpiły 23 lipca. W ciągu dwóch kolejnych dób spadło około 20–40 mm deszczu. W Karkonoszach i Górach Izerskich deszcz o zmiennym natężeniu padał przez kilka kolejnych dni. Choć miejscami opad był intensywny, to nie zapowiadał on jeszcze nadchodzącej katastrofy, tym bardziej, iż przestało padać już 25 lipca. Dwie kolejne doby bez opadów uśpiły czujność mieszkańców. Ponownie rozpadało się 27 lipca. Zmienny deszcz z przerwami padał przez cały kolejny dzień (28 lipca). Spokojne dotąd górskie potoki powoli zaczęły zmieniać się w rwące dzikie rzeki. Kolejny dzień (29 lipca) również nie przyniósł poprawy pogody. Prawdziwa katastrofa nadciągnęła jednak w nocy…
Noc z 29 na 30 lipca
Do prawdziwego „oberwania chmury” doszło w nocy z 29 na 30 lipca. Noc była parna i mokra, a z nieba wciąż lał się strumień wody. Intensywność opadów rosła z każdą godziną, podwyższając stany lokalnych rzek, i tak już przepełnionych wcześniejszymi opadami. Nieświadomi mieszkańcy górskich miejscowości zapadali właśnie w błogi letni sen. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż byli już wcześniej przyzwyczajeni do intensywnych letnich opadów. Około północy deszcz nasilił się jeszcze bardziej. Szum masy wody przepływającej z impetem przez koryta rzek stawał się coraz bardziej odczuwalny. W tym miejscu najlepiej oddać głos naocznym świadkom tamtych wydarzeń. Tak tę noc zapamiętał Georg Friedlaender, jeden z mieszkańców Kowar. Poniżej przytaczam jego wspomnienia w tłumaczeniu Tomasza Prylla.
„Deszcz lał się strumieniami; była to nieprawdopodobnie parna noc. Musiało być około północy, gdy rozległy się niezwykłe dźwięki. […] Usłyszałem wówczas coraz silniejszy szum przepływającej tuż obok budynku Jedlicy, przeplatany tępymi uderzeniami głazów, które porwała rzeka, miotając je o mury oporowe. Głębokie, niesamowite dźwięki brzmiały niczym wystrzały z armat! Mimo to nie czułem większego niepokoju, gdyż podobne sytuacje już się zdarzały i kończyły się przeważnie niewielkimi niedogodnościami, zalaniem piwnic i innymi drobnymi niewygodami. Koło godziny 1:00 (w nocy) rozległa się syrena alarmowa ochotniczej straży pożarnej, zagłuszana chwilami przez głośny szum Jedlicy. Jednak ulice i brzegi Jedlicy pozostały puste. Nawet w najbardziej zagrożonych domach ludzie spokojnie spali.”
Według innych relacji, w pobliskim Karpaczu, syreny wyły już o godzinie 21 wieczorem. Główny opad nastąpił pomiędzy godziną 4:00 a 4:30. Przepełnione rzeki wystąpiły ze swoich koryt, niszcząc wszystko, co napotkały na swojej drodze. Podmywały budynki, niszczyły domostwa, warsztaty, zakłady pracy, zrywały mosty. Siła pędzącej masy wody była tak duża, że powalała nawet 100-letnie drzewa. Ogrom zniszczeń ukazał się oczom przerażonych mieszkańców dopiero nad ranem, kiedy żywioł osłab na sile i zaczęło świtać.
„Gdy poczęło świtać, ujrzano to, co do tej pory było jedynie słychać. Żółto-szare, spienione masy wody pędziły łożyskiem rzeki, niosąc belki, drzwi, deski, meble; miejscami wylewając z koryta, zalewając ulicę i chodnik – w tym momencie runął mały dom, znajdujący się po prawej stronie, i utonął w Jedlicy. Pozostała tylko niewielka reszta: jedna ściana szczytowa z powiewającymi na wietrze firankami i rozrzuconymi sprzętami gospodarstwa domowego. Ludzie uratowali się, skacząc przez okna. Kobieta starała się uratować pościele, lecz w tym momencie izba wraz z łóżkiem zsunęła się do wody, a ona sama ledwie się uratowała. […] Z wielką siłą woda uderzała w położony nad brzegiem domek drobnego handlarza, który w ostatniej chwili uszedł niebezpieczeństwu, porwała wreszcie dom, pozostawiając jedną niewielką izdebkę, wdarła się na Gartenstraße, uderzyła w szkołę dla Kowar Dolnych, porywając jeden z pokoi mieszkania nauczyciela, pochłonęła położony obok dom mistrza malarskiego oraz zniosła z powierzchni ziemi dom kupca Hentschela wraz z przydomowym ogródkiem, najładniejszym w mieście, całą dumą i radością 80-letniego właściciela. […] Zewsząd słychać było wołania o ratunek i wrzaski przerażenia, jednak nie było możliwości dotarcia do nieszczęśników, gdyż nikt nie był wstanie opuścić podmywanych przez wodę domów. Rozbijano drzwi i wybijano okna, by ratować ludzi i dobytek – jedno zniszczenie powodowało kolejne, aż wreszcie ujrzano bezmiar katastrofy, która w przeciągu niewielu godzin, często – w ciągu 10 minut, a czasami w mgnieniu oka nagle zniszczyła mienie i szczęście wielu rodzin.”
„Aus den Tagen der Überschwemmung”, Kowary, 1898 rok
Skutki powodzi
Bilans tej nocy był tragiczny. W niektórych wyższych partiach gór w ciągu nocy spadło 120–150 mm deszczu. Największy, rekordowy opad dobowy, zanotowano po czeskiej stronie w Górach Izerskich (Nová louka) – 345 mm. Równie intensywnie padało w osadzie Jizerka – 300 mm. Oznacza to, że w niektórych miejscach w Górach Izerskich, w ciągu tylko jednej doby, na jeden metr kwadratowy spadło około 300 l wody!
Najbardziej dotknięte kataklizmem były miejscowości położone na pograniczu Pogórza Karkonoskiego i Kotliny Jeleniogórskiej. W Kowarach zniszczonych zostało 14 domów mieszkalnych i 15 innych budowli. Jedlica po wystąpieniu ze swoich brzegów utorowała sobie nowe koryto. Podobnie było z potokiem Łomniczka (dopływ Łomnicy). W Karpaczu woda uszkodziła 5 domów. Zniszczony został młyn, który zasilał miejscowość w prąd. Żywioł uszkodził większość górskich dróg i turystycznych szlaków. Zrywał mosty i kładki, podmywał linie kolejowe oraz nasypy. Obliczono, że w samym tylko dorzeczu Łomnicy w ciągu doby spadło około 20 mln m3 wody, to jest średnio 171 mm.
Oprócz Kowar i Karpacza żywioł dotknął również miejscowości położone w Kotlinie Jeleniogórskiej m.in. Ścięgny, Piechowice, Mysłakowice, Łomnicę, Miłków, Podgórzyn, Sobieszów. Straty notowano także w miejscowościach położonych dalej na północ: we Wrzeszczynie, Siedlęcinie, Starej Kamienicy i Barcinku.
Wezbrane wody Bobru podtopiły Lubawkę i część Kamiennej Góry. W Cieplicach poziom wody podniósł się o 2 m. W Jeleniej Górze wzdłuż ul. Grunwaldzkiej aż po Wzgórze Krzywoustego powstało rozległe rozlewisko. Stan rzeki w mieście podniósł się o 5 m (okolice dworca kolejowego). Gdzieniegdzie poziom wody sięgał nawet dachów niżej położonych domów. We Wleniu Bóbr zalał rynek i okalające go kamienice. W Leśnej powstało rozległe rozlewisko, pozalewane zostały domy, niekiedy aż po sam dach. W Gryfowie Śląskim doszło do katastrofy mostu kolejowego. Z brzegów wystąpiła również Nysa Łużycka, uszkadzając zabudowania w Zgorzelcu.
W pierwszej kolejności do usuwania skutków powodzi skierowano strzelców z Jägerbataillon z Jeleniej Góry, a później także pionierów z Głogowa. Do prac przy usuwaniu zniszczeń przystąpiły również prywatne firmy i spółki. Wieści o katastrofalnej powodzi w Sudetach odbiły się szerokim echem. 21 września Kowary – miejscowość najbardziej dotkniętą przez powódź – odwiedziła cesarzowa Augusta Wiktoria (małżonka kajzera Wilhelma II).
W czasie powodzi zginęły 4 osoby. Jeszcze bardziej tragiczna sytuacja była po czeskiej stronie Sudetów. Tam żywioł zebrał, według różnych źródeł, od 120 do 135 ofiar śmiertelnych. Po stronie śląskiej straty materialne oszacowano na 10 mln marek (według późniejszych obliczeń około 18 mln), a po stronie czeskiej wynosiły 7 mln guldenów.
Wnioski z powodzi
Niemcy szybko wyciągnęli wnioski z ogromnych strat, jakie wyrządziła im powódź z 1897 roku. Była ona impulsem do opracowania ambitnego programu przeciwpowodziowego dla Sudetów, który miał w przyszłości chronić miejscowości i ludność przed skutkami wystąpienia ponownych powodzi. Jego inicjatorem był ówczesny nadprezydent prowincji śląskiej Hermann von Hatzfeldt. Założenia programu opracował wybitny hydrotechnik prof. Otto Intze (zmarł w 1904 roku), a dalsze projekty wykonano już w biurze Hermanna Dewidowa w Hanowerze. Oprócz regulacji górskich rzek, jego głównym elementem miała być budowa systemu zapór wodnych i sztucznych zbiorników retencyjnych. Środki na realizację kosztownych prac hydrotechnicznych (w wysokości 4/5) zapewnił rząd centralny. W tym celu 3 lipca 1903 roku Reichstag uchwalił specjalną ustawę o ochronie przeciwpowodziowej. Resztę miała pokryć z własnego budżetu prowincja śląska. Jako pierwsze wybudowano zaporę i zbiornik w Leśnej na Kwisie (1905 rok). Później w Pilchowicach na Bobrze (1912 rok). W czasie I wojny światowej oddano do użytku zbiornik i zaporę w Zagórzu Śląskim na Bystrzycy, a po wojnie kolejną w Złotnikach na Kwisie. Wybudowano także mniejsze zapory m.in. na Łomnicy w Karpaczu, na Wilczce w Międzygórzu i na Bobrze w Bukówce.
Porównanie powodzi z 1897 i 1997 roku
W świadomości współczesnych mieszkańców Dolnego Śląska za największą powódź uznaje się tę, która miała miejsce w lipcu 1997 roku, tzw. powódź tysiąclecia. Wymiana ludności, jaka miała miejsce po 1945 roku, sprawiła, że wydarzenia z końca XIX wieku zostały trochę zapomniane przez współczesnych Dolnoślązaków. Dodatkowo zostały przysłonięte przez równie niszczycielski żywioł z 1997 roku. Powódź z 1997 roku również stanowiła wydarzenie w pewnym sensie przełomowe dla Polaków, podobnie jak powódź z 1897 roku dla Niemców. Śmiechem historii jest to, że wydarzenia te dzieliło od siebie równo 100 lat.
Powódź z 1997 roku również przyniosła tragiczne konsekwencje na Śląsku. Wówczas zalanych zostało wiele śląskich miejscowości m.in. Wrocław i Opole. Podtopionych i zalanych zostało także kilka miejscowości na ziemi kłodzkiej, mocno ucierpiało samo Kłodzko. Skutki powodzi tysiąclecia były odczuwalne również poza obszarem Śląska. Nie chodzi tu o rywalizację, który z żywiołów był bardziej niszczycielski. Były to zasadniczo dwie różne powodzie. Tak więc po pierwsze, powódź tysiąclecia swoim zasięgiem objęła o wiele większy obszar niż powódź z 1897 roku. Ta druga rozegrała się przede wszystkim w Karkonoszach, Górach Izerskich i Kotlinie Jeleniogórskiej, głównie w dorzeczu Bobru. Po drugie, przyczyną powodzi z 1997 roku był długotrwały, kilkudniowy, intensywny opad – deszcz padał przez kilka dni, głównie od 5 do 9 lipca. W odróżnieniu do powodzi z 1897 roku, gdzie wtedy główny opad miał miejsce tylko w ciągu jednej nocy. Odmienna była również intensywność opadów. W 1997 roku przez 6, 7 i 8 lipca lokalnie suma opadów przekroczyła 500 mm. W 1897 roku tylko w ciągu jednej doby w Górach Izerskich spadło ponad 300 mm. W 1997 roku największy dobowy opad zanotowano nad czeskimi dopływami Odry – 230 mm, a po polskiej stronie w Międzygórzu – 200 mm. W skali doby był on więc o wiele mniejszy niż ten z 1897 roku.
Film o budowie zapory w Pilchowicach
Kilka lat temu przygotowałem film poświęcony budowie zapory i zbiornika w Pilchowicach. Zapraszam do jego obejrzenia jako uzupełnienie tematu.
świetny artykuł – niestety, wydarzyła się właśnie (wrzesień ’24) powódź dużo bardziej przypominająca to, co stało się w 1897 roku – zarówno pw. przyczyn, jak i skutków…
Dziękujemy za ciekawy artykuł. Wraz z żoną jesteśmy miłośnikami Dolnego Śląska. W wolnych chwilach zwiedzamy każdy zakamarek tej pięknej krainy (województwa). 3 tygodnie temu zwiedziliśmy Ziemię Kłodzką. Naprawdę czujemy ogromny smutek jak widzimy w mediach to co tam stało się!!! Przydałoby się, aby rządzący (na każdym szczeblu) wyciągnęli wnioski z tej tragedii, bo jak widać jeden Racibórz Dolny nie wystarczy i trzeba opracować porządny program przeciwpowodziowy dla Polski południowo zachodniej, bo obfite opady deszczu w górach zawsze występowały i nadal będą powtarzać się!